Kasia miała 35 lat i właśnie wróciła z zagranicy z głową pełną pomysłów na życie i nowym biznesem u progu, kiedy do drzwi zapukał jej brat. – Powiedział, że jego córki trafią do domu dziecka, jeśli się nimi nie zaopiekuję. Oczywiście „na chwilę”. Zgodziłam się, chyba nawet bez większego namysłu. Ola miała wtedy 5 lat, a Małgosia 2,5 roku. To było 9 lat temu – mówi.
Może i tobie przyszła raz do głowy myśl, że możesz podarować dziecku dom pełen miłości? Czym jest rodzina zastępcza? Jak ją stworzyć? Z jakimi wyzwaniami mierzy się rodzic zastępczy i jakie wsparcie może uzyskać? Cykl „Rodzina zastępcza” odpowiada na pytania i wskazuje drogę wszystkim, którzy chcieliby dać dzieciom miejsce przy swoim stole w ramach pieczy zastępczej. Poznajcie Kasię i Miłosza. Pod ich dachem dom i miłość odnalazło już sześcioro dzieci. Takich rodzin wciąż brakuje – w powiecie świdnickim na wsparcie i opiekę czeka ponad setka najmłodszych.
Data 13 marca w kalendarzu Kasi i jej rodziny jest zakreślona na czerwono i opatrzona serduszkiem! – Tego dnia obchodzimy nasze święto, urodziny rodziny – opowiada z uśmiechem Kasia. Kasia miała 35 lat i właśnie wróciła z zagranicy z głową pełną pomysłów na życie i nowym biznesem u progu, kiedy do drzwi zapukał jej brat. – Powiedział, że jego córki trafią do domu dziecka, jeśli się nimi nie zaopiekuję. Oczywiście „na chwilę”. Zgodziłam się, chyba nawet bez większego namysłu. Ola miała wtedy 5 lat, a Małgosia 2,5 roku. To było 9 lat temu – mówi. – Dość szybko zrozumiałam, że ta „chwila” potrwa jednak dużo dłużej i nie myliłam się.
Życie Kasi dosłownie stanęło na głowie. Wkrótce pojawił się mężczyzna. – Miłosz wziął mnie już ze wszystkim, co miałam – śmieje się Kasia.
Po jakimś czasie Kasia zdecydowała się otworzyć drzwi dla kolejnych dzieci jako zawodowa rodzina zastępcza. 12 maja 2018 roku w ich domu zamieszkały dwie siostry: 11-letnia Hania i roczna Emilka. Miłosz rok temu przeszedł szkolenie, by móc wspierać Kasię w tej roli.
– Nie zawsze było łatwo – przyznaje Kasia. – Od roku mierzymy się z okresem buntu u dzieci. Kontakty z biologicznymi rodzicami bywają bardzo trudne i czasem miewam chwile zwątpienia. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że te spotkania to coś zupełnie innego niż nasza codzienność: szkoła, nauka, sprzątanie, gotowanie, obowiązki. Moje dziewczyny widzą się z rodzicami raz na kilkanaście tygodni – wtedy są lody, place zabaw, rozrywka. Do domu wracają przebodźcowane tymi emocjami, czasem niechętne do obowiązków i przekonane, że z mamą i tatą jest łatwiej i fajniej.
– Pojawiają się ciężkie chwile, ale zdecydowanie warto je przejść! Jedno wiem na pewno: w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. To właśnie one miały do nas trafić. Dziś, z pełną świadomością stwierdzam, że nie wyobrażam sobie życia bez moich dziewczyn – mówi Kasia. – Chciałabym, by poradziły sobie w życiu, by były pewnymi siebie i zaradnymi kobietami. To takie moje marzenie.