Rodzina Szydłowskich tworzy szczęśliwy zastępczy dom od 13 lat, najpierw jako pogotowie rodzinne, dziś jako zawodowa rodzina zastępcza. W domu Beaty i Roberta przez ten czas opiekę i wsparcie znalazło mnóstwo dzieci. Podobnych, pełnych miłości miejsc, dramatycznie brakuje. Każda rodzina zastępcza jest na wagę złota.
Czym jest rodzina zastępcza? Jak ją stworzyć? Jakie są wyzwania i jakie wsparcie można uzyskać? Cykl „Rodzina zastępcza” pomoże odpowiedzieć na pytania i wskazać drogę wszystkim, którzy chcieliby dać dzieciom miejsce przy rodzinnym stole w ramach pieczy zastępczej. Przedstawiamy kolejną rodzinę.
– Decyzja o powołaniu rodziny zastępczej to był bardzo długi proces! Ale kiedy nasze dzieci zaczęły dorastać, a my w zasadzie cały czas mieliśmy kontakt z moją kuzynką, która jest rodziną zastępczą to zaczęliśmy się zastanawiać – opowiadają Szydłowscy. – Oczywiście zaczęliśmy od rozmowy z naszymi synami. Ich aprobata była dla nas kluczowa – mówią. Na szczęście okazało się, że cała trójka synów Beaty i Roberta nie ma nic przeciwko takiemu powiększeniu się rodziny.
– Zrobiliśmy szkolenie. Na początek zostaliśmy pogotowiem, byliśmy nim przez 8 lat. Pogotowie ma to do siebie, że dzieci są z nami tylko na chwilę. Każdy mówił: najtrudniej będzie oddać dziecko, ale my cieszyliśmy się najbardziej, kiedy dziecko dzięki naszej opiece „wychodziło na prostą” a potem trafiło do kochającego domu! To największa satysfakcja z naszej misji – podkreśla Robert.
W sumie przez te osiem lat przez dom rodziny Szydłowskich przewinęło się 45 dzieci. Aż w ich domu pojawiło się pewne rodzeństwo – trzyletniego Dominika i o rok starszego Daniela. Do rodziny zastępczej trafili od bardzo młodej mamy, w trudnej sytuacji. – To były cudowne dzieciaki. Wspaniałe. Najtrudniejszym momentem w naszym zastępczym życiu była ta chwila, kiedy na rok trafili do mamy na próbę. Mieliśmy kontakt i obserwowaliśmy na własne oczy jak zmieniają się nasze dzieciaki, jak cierpią i tęsknią. Ostatecznie wrócili do nas, ale już troszkę inni. Dziś są wolni prawnie i podobnie jak pozostała dwójka – Ewelina i Michał są naszą rodziną! Zawsze mówią, że my nie mamy trójki dzieci, mamy siódemkę – mówi z dumą Robert i dodaje: – My nie pracujemy, my żyjemy jak każda rodzina.
– Dziewczynki mówią do nas – mamo i tato, a chłopcy ciociu i wujku, ale kiedy był Dzień Taty obaj przyszli do męża z życzeniami. Zaśmiałam się i powiedziałam: Dzień Taty… przecież mówicie do Roberta wujek – opowiada Beata. – Odpowiedzieli: tak mówimy, ale przecież wiecie… Łza zakręciła mi się w oku – wspomina.
Rodzina zastępcza to rzeczywiście rodzina, warto jednak pamiętać, że ma zapewnione różnorodne wsparcie.